Tylko nie dubbing. Jacek Bromski
Przeglądając archiwalne materiały trafiliśmy na taki oto krótki felieton znanego reżysera, prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Warto się przekonać, jaki jest widok z drugiej strony barykady.
Permanentny przegląd prasy, portali internetowych, społecznościowych, radia i telewizji. Zbieramy wszelkie publikacje na temat lektorów i ich pracy. Efekt naszych poszukiwań znajdziesz w tym dziale. Jeśli masz coś czego tu nie ma, podziel się linkiem! Koniecznie daj nam znać!
Przeglądając archiwalne materiały trafiliśmy na taki oto krótki felieton znanego reżysera, prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Warto się przekonać, jaki jest widok z drugiej strony barykady.
Tytuł: Tylko nie dubbing
Autor: Jacek Bromski
Źrodło: rzeczpospolita.pl
Data publikacji: 18.07.2003
W telewizji oglądam przeważnie wiadomości, czasem Teatr Telewizji, często świetny TVN 24, najrzadziej filmy, bo ciągle nie mogę przyzwyczaić się do maniery czytania listy dialogowej przez lektora.
Zwyczaj ten, opatentowany w Związku Radzieckim w latach pięćdziesiątych, wziął się z oszczędności - otóż kiedyś napisy trzeba było tłoczyć na kopii, co było zabiegiem dość kosztownym, a lektor kosztował sto złotych (stare, około 1 dolara). Dziś zrobienie napisów elektronicznie kosztuje na pewno mniej niż lektor, ale obyczaj utrzymał się, więcej, stał się systemem dominującym, bowiem nawet kiedy telewizja wyświetla film z kopii opatrzonej napisami, to lektor również te napisy czyta. Aberracja. Telewizyjni prezesi utrzymują, że tego chce najszersza - a więc najgłupsza i umysłowo najbardziej leniwa - część widowni, która stanowi podobno ponad 80 proc. To jest ta część widowni, która ma w nosie pracę dźwiękowca, starającego się ze ścieżki dźwiękowej filmu wytworzyć dzieło sztuki, ta część, która ma gdzieś sztukę aktorską, polegającą nie tylko na robieniu min, ale i na interpretacji tekstu, ta część, która nie będzie na pewno korzystać z okazji, żeby słuchając dialogu i czytając napisy poduczyć się języków obcych, bo jej zasób pięciuset słów polskich całkowicie do życia wystarcza.
No cóż, prezesi mają taką widownię, do jakiej adresują swój program. To przecież telewizja publiczna przyzwyczaiła widzów do głosu Jana Suzina nałożonego na Marilyn Monroe. Najpierw więc telewizja te najgorsze gusty kreuje, a potem im schlebia, powołując się na oglądalność...
Cały felieton przeczytacie na stronach serwisu rzeczpospolita.pl
Brak komentarzy