Jednak "trafiła kosa na kamień", ponieważ po facebookowym oświadczeniu lektorki sprawa zatacza coraz szersze, medialne kręgi. Narasta krytyka wobec twórców dokumentu "Nic się nie stało" w reżyserii Sylwestra Latkowskiego.
Udział tak lubianej w naszym środowisku - i nie tylko - Basi producenci filmu zyskali poprzez oszustwo. Tylko dlatego zdecydowała się na bezpłatną współpracę. A gdy usłyszała swój głos w filmie "Nic się nie stało" - poczuła się wykorzystana.
"Drodzy Przyjaciele, jak wiecie, jestem lektorką. W sierpniu 2019 roku zostałam poproszona przez producenta Adama Sokołowskiego o przeczytanie fragmentów zeznań dziewcząt, które zostały skrzywdzone przez osoby związane z Zatoką Sztuki. Nagranie miało zostać wykorzystane w filmie dokumentalnym, który miał kontynuować ważny społecznie temat, znany mi z reportażu Gazety Wyborczej.
Właśnie dlatego podjęłam się tego zadania i zrobiłam to bezpłatnie, nie pobrałam za to żadnego wynagrodzenia. Wczoraj wieczorem zobaczyłam film. Czuję się wykorzystana i wplątana w propagandową produkcję, która z problemem, o którym miał być zrealizowany dokument, ma niewiele wspólnego" - pisze w oświadczeniu Barbara Kałużna.
Przypomnijmy, że to nie jedyna kontrowersja towarzysząca dokumentowi Latkowskiego. "W produkcji przedstawiono tragiczną historię 14-letniej Anaid, zwerbowanej do Zatoki Sztuki przez pomorskiego "łowcę nastolatek" Krystiana W., skazanego później za przestępstwa o charakterze seksualnym. W popularnym lokalu miało dochodzić do wykorzystywania nieletnich i aktów pedofilii. Sylwester Latkowski sugerował, że z usług mieli korzystać znani celebryci i sportowcy.
/.../ Po emisji dokumentu w TVP1 wiele osób zapowiedziało pozwy przeciwko reżyserowi i telewizji publicznej" - donosi portal Radiozet.pl.
O manipulacji wobec lektorki piszą również m.in. portale Wprost, Onet, Wyborcza i Wirtualna Polska.
Dodatkowo dokument ma fatalne recenzje: "To jest zły film. Nie tak zły jak zwyrodnialcy krzywdzący małoletnich, ale jednak zły. Może gdyby w promujących go reklamówkach nie kłamano na temat jego treści, moja ocena byłaby inna.
Ale w kontekście wspomnianych »bombowych« zapowiedzi materiału, który miał wstrząsnąć krajową opinią publiczną, jak niestety również pod wieloma innymi względami, jedyne co ten film obnażył, to warsztatową miałkość jego autora" — stwierdza Wojciech Krzyżaniak na łamach Onetu w recenzji "Nic się nie stało".
My przede wszystkim solidaryzujemy się z Koleżanką. Tym bardziej, że Basia Kałużna jest osobą wrażliwą, serdeczną i wyczuloną na społeczną krzywdę. Zatem wykorzystanie jej zaufania jest szczególnie oburzające.
oprac. polscylektorzy.pl
Brak komentarzy